2
Komentarze: 4
J. - mąż mój, niby się reperuje, ale co z tego?
Wszystko co robi, jest dla mnie przesadne, sztuczne.
Uśmiecha się za często, żartuje w najmniej odpowiednich momentach, stara się prowdzić błache rozmowy, byle temat w jakiś sposób nie otarł się o K. Załatwia większość powierzonych tematów, pilnuje terminów.
Jest miły.
Naprawia wszystkie wypunktowane przeze mnie miejsca.
A mnie cholera drażni to.
Odbieram wszystko jako fałszywą monetę, bo jak raptem pokilkunastu latach niedostrzegania mnie i tego co robię mógłby zauważyć, że obiad był smaczny, że dobrze wyglądam??
I do tego K. się ode mnie odsuwa:(
Chce żebym sobie jakoś to wszystko poukładała.
A ja nie umiem bez niego.
Brakuje mi go ogromnie.
Ale nie narzucam się. Nie odzywam, nie piszę.
Myśli, że jeśli będzie się mniej ze mną kontaktował, to jakoś wszystko się u nas wyklaruje. A tu chyba lepiej być nie będzie.
Żałuję, że nie miałam tyle odwagi by skończyć z J.
Chyba w chwili obecnej nie zaliczam się do najszczęśliwszych osób.
Tak w ogóle to powątpiewam czy warto się wysilać, starać?
I tak wszystko w g... się obraca...
Dodaj komentarz