sie 12 2005

2


Komentarze: 4

J. - mąż mój, niby się reperuje, ale co z tego?

Wszystko co robi, jest dla mnie przesadne, sztuczne.

Uśmiecha się za często, żartuje w najmniej odpowiednich momentach, stara się prowdzić błache rozmowy, byle temat w jakiś sposób nie otarł się o K. Załatwia większość powierzonych tematów, pilnuje terminów.

Jest miły.

Naprawia wszystkie wypunktowane przeze mnie miejsca.

A mnie cholera drażni to.

Odbieram wszystko jako fałszywą monetę, bo jak raptem pokilkunastu latach niedostrzegania mnie i tego co robię mógłby zauważyć, że obiad był smaczny, że dobrze wyglądam??

I do tego K. się ode mnie odsuwa:(

Chce żebym sobie jakoś to wszystko poukładała.

A ja nie umiem bez niego.

Brakuje mi go ogromnie.

Ale nie narzucam się. Nie odzywam, nie piszę.

Myśli, że jeśli będzie się mniej ze mną kontaktował, to jakoś wszystko się  u nas wyklaruje. A tu chyba lepiej być nie będzie.

Żałuję, że nie miałam tyle odwagi by skończyć z J.

 

Chyba w chwili obecnej nie zaliczam się do najszczęśliwszych osób.

Tak w ogóle to powątpiewam czy warto się wysilać, starać?

I tak wszystko w g... się obraca...

zwyczajna_kobieta? : :
26 sierpnia 2005, 13:21
chyba wiele kobiet dotyka podobny los i nie wiem dlaczego tak mało z nas nie stara się tego zmienić (w tym ja)...
25 sierpnia 2005, 13:44
...ostatni akapit też mi jest szczególnie bliski...
25 sierpnia 2005, 13:43
...skąd ja znam tą przesadę ...
12 sierpnia 2005, 14:53
nie zazdroszczę

Dodaj komentarz